Oryginalny tytuł: Rescue me
Rok polskiego wydania: 2013
Wydawnictwo: Sonia Draga
Ocena: 6/10
Sadie Hollowel w wieku osiemnastu lat wyjechała z małego teksańskiego miasteczka Lovett.
A teraz wraca. Co ją sprowadza? Wesele kuzynki, na którym Sadie ma być druhną. Druhną ubraną w różową sukienkę, jedyną kobietą bez partnera i z kompletnym poczuciem beznadziejności. Spotyka jednak Vince'a, nieznajomemu, któremu proponuje swoje towarzystwo na wyżej wspomnianej uroczystości. Mężczyzna początkowo odmawia, ale później przypomniawszy sobie zdesperowaną Sadie decyduje się jej pomóc. Wskutek zbiegów okoliczności oboje przedłużają swoje pobyty w Lovett. I są sobą coraz bardziej zafascynowani. Co z tego wyniknie?
"Uratuj mnie" zakupiłam na zeszłorocznych Targach Książki w Krakowie i z długimi przerwami czytałam od początku tego roku. Opis przypominał mi częściowo moją ukochaną "Szczęściarę" Jill Shalvis dlatego liczyłam na podobną rozrywkę. Jednak jeśli Shalvis napisała coś świetnego, to Gibson jedynie spisała się przeciętnie.
Sam fakt, że męczyłam tę książkę dobre cztery miesiące o czymś świadczy. Historia sama w sobie nie jest zła, już nawet okładka wskazuje na romantyczną historię. Jednak sposób napisania książki jest mizerny. Czytało się ją naprawdę ciężko, a momentami było okropnie nudno. Z mojej strony zawaliłam tym, że często kartkowałam rozdziały naprzód i już wiedziałam co będzie dalej nie znając bieżącej akcji. To taki mój nawyk. Jak książka mnie dostatecznie nie zainteresuje to tak właśnie szukam sobie ciekawych momentów. Inna sprawa, że czasem nawet ich nie znajduję.
Drugim minusem, mi osobiście przeszkadzał są białe kartki. Czyste, śnieżnobiałe kartki. Nie wiem jak Wy, ale ja nie mogę mieć tak strasznie jasnych kartek, bo to mi utrudnia czytanie i męczy oczy. Więc jakby nie patrzeć to również nie był sprzyjający czynnik. A książka jest naprawdę cieniutka, liczy sobie prawie 300 stron.
Co mogę powiedzieć o bohaterach? Sadie jest mądrą, choć w rodzinnym miasteczku niedocenianą kobietą. W dzieciństwie traci matkę, a ojciec nie okazuje jej zbyt wielkiego zainteresowania. Vince jest żołnierzem marynarki ( tak? tak to się mówi?) z bliznami na psychice i czuje się winnym śmierci przyjaciela. Każde z nich dźwiga brzemię własnych decyzji i ich skutków. Gdy są razem uczą się siebie nawzajem wraz z pokonywaniem własnych słabości.
Samo Lovett to typowe miasteczko plotkarzy. Nie zdążysz przejść kilku kroków, a już wszyscy wiedzą co u ciebie słychać. I wiecie- fajnie się o tym czyta mimo wszystko.
Po "Uratuj mnie" spodziewałam się czegoś lepszego, czegoś co bardziej mnie usatysfakcjonuje. Nie było źle ani tragicznie, ale wspaniale również nie. Ot taka przeciętna książka, romantyczna historia, z ładną okładką.
Recenzja bierze udział w wyzwaniu: